No i mamy kwiecień! A ja tu jeszcze wyskakuję z marcem. Wiem, że nie na czasie, ale mam tendencję do wspominania. Czyżbym była mało trendy? Życie pędzi, a ja się cofam…
Na początku marca ogłosiłam na fanpage Zielonej bombonierki, że to będzie piękny miesiąc i nikt, ani nic mi tego nie zepsuje. I tak się sama nakręciłam, że rzeczywiście był wspaniały! Widać, że wmawianie sobie, że ma być tak, a nie inaczej działa (jakoś to się fachowo nazywa w psychologii i coachingu).
Czemu marzec? Kocham wiosnę bez względu na ramy czasowe, ale marzec uwielbiam szczególnie z wielu powodów. To miesiąc, w którym zaczyna „się dziać”! Zarówno w ogrodzie, jak i w życiu. W końcu dostaję to, na co czekałam przez te szarobure szmaciane zimowe miesiące. Zarówno od przyrody, jak i od ludzi. W marcu zaczynają latać motyle, także w moim brzuchu. Nie, nie zakochuję się co roku o tej porze na nowo, od 17 lat jestem stała w uczuciach. Ale ten marzec jakoś tak działa pobudzająco, więcej endorfin, stanów zachwytu, uśmiechów i uniesień. I wiecie co? Jakaś lepsza staję się dla świata. Same plusy!
Marzec w wydarzeniach
Marzec rozpoczął się od Gardenii, a podobno od niej zaczyna się wiosna… To było już ponad miesiąc temu! Szok jak ten czas szybko leci – dopiero co biegałam po MTP. Nie będę się ponownie rozpisywać na temat Gardenii, możecie poczytać o tym TUTAJ. Co dobrego przyniosły mi te 3 intensywne dni i wieczory? Spotkałam się ze starymi znajomymi i poznałam kilka fajnych osób, a to chyba ważniejsze od darmowej paczki ziemi i gratisowych nasionek 😉 Zobaczcie, jakie wariaty z tych ogrodników i architektów krajobrazu. Że niby tacy Ą Ę. Nie wierzcie w te bzdury. To normalni ludzie, często z zachwianym odbiorem rzeczywistości (czyli jednak nienormalni, haha!). Ciekawe osobowości, mądrzy ludzie, znają się na swoim fachu, a oprócz tego bardzo ich lubię. To tylko garstka ogrodniczych wariatów, z którymi lubię rozmawiać i którzy mnie wspierają. Wiele się od nich uczę. Ale mnie wzięło na wyznania!
Marzec prywatnie
Będzie odrobina prywaty. A co? W końcu raz do roku mogę sobie na to pozwolić. Marzec to mój osobisty czas, bo w tym miesiącu mam urodziny i imieniny. Dochodzi do tego jeszcze Dzień Kobiet, więc praktycznie co tydzień jest impreza. Jak ja się cieszę, że urodziłam się wiosną! Może trochę o złej godzinie, bo podobno jestem Rybą w ascendencie Ryby, czyli zupełna porażka, jeśli chodzi o osobowość. Głowa w chmurach, a chmury wysooooko. Ta pora roku idealnie mnie określa i definiuje. Z całą pewności mogę stwierdzić, że jestem Panią Wiosną. Chociaż styliści uważają inaczej, to niestety nie czuję się związana z jesienią – czuję, że pachnę wiosną. I nie mam zamiaru tego naciągać w inną stronę.
No, ale przejdźmy do prezentów. Oprócz najwspanialszego, czyli nadziei, jaką daje mi wiosna, otrzymałam kosz zielonych cudowności. Przyznam, że miałam udział w wyborze tych prezentów, bo mój ukochany nie odróżnia imbiru od chrzanu. Sami więc rozumiecie, że wolę nie ryzykować 🙂 Zresztą on też nie – kiedyś potajemnie marzyłam o pierścionku, a dostałam twardy dysk.
A co w koszu? Oczywiście Wiosna! Prymule, bratki, śnieżyce, szachownice, trzy ciemierniki o srebrnych liściach i największa zachcianka – obuwik. Jestem ostatnio pod dużym wpływem Piotrka, który mnie szczuje swoją niesamowitą kolekcją roślin i stąd ten obuwik. Będzie mi się kojarzył z moimi rodzinnymi stronami i pewnym miejscem, do którego mam sentyment. Mam nadzieję, że go nie ukatrupię (oczywiście obuwika, nie Piotrka ). Oprócz wiosny do ogrodu, dostałam też coś zielonego do domu, czyli moje ukochane paprocie. Drugą częścią prezentu były lilie, w tym dwie lilie martagona, których dotąd nie miałam w Bombonierce. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko ładnie rosło. W końcu to prezent, nie może być rozczarowania!
Marzec w ogrodzie
Dlaczego marzec jest dla mnie taki ważny? Proste! Ponieważ zaczyna się wiosna. Ba! Zaczynają się wszystkie wiosny, które ludzie wymyślili – astronomiczna, kalendarzowa, klimatyczna, fenologiczna. Jednak dla mnie ten podział nie ma znaczenia, ponieważ mam swoją własną bożkową – tylko moją i mojszą. Nieustannie otwieram ze zdumienia oczy na wiosenne cuda natury. I chociaż co roku wydarza się to samo, to jednak nie mogę się nadziwić. Wszystko budzi się do życia, wypuszcza pąki, kiełkuje. No i pachnie! Jak pięknie pachnie wiosenna gleba zroszona deszczem! Mogłabym położyć się na niej i wąchać jak afrodyzjak. Pewnie skończyłoby się to kaftanem bezpieczeństwa, gdyż moi sąsiedzi i tak już pukają się w czoło.
A w ogrodzie? Pierwsze kły bylin, przebiśniegi, krokusy, kosaćce, ciemierniki, pierwsze pszczoły, biedronki i motyle. Pierwsze wiosenne kolory, których zwariowany mariaż o tej porze roku zupełnie mi nie przeszkadza, bo pragnę koloru. A pod koniec miesiąca narcyzy, tulipany i ukochana magnolia. Pomidorki pną się do góry, już przepikowane. W tym roku wysiałam też kilka kwiatów na suche bukiety, zobaczymy co z tego wyjdzie. W odbieraniu wiosny zmysłami niestrudzenie towarzyszy mi kot sąsiadów, który ma takie same upodobania jak ja. Z tym wyjątkiem, że on może pozwolić sobie na leżenie wśród kwiatów bez ironicznych spojrzeń przechodniów.
Marzec to oczywiście nie tylko achy, ochy, motyle i wąchanie kwiatków. To także ciężka orka po zimie. Czas przycinania, wertykulacji, aeracji, gryzienia gleby, sadzenia, dzielenia, czas brudnych łap, czarnych paznokci i zadrapań. Jest tego trochę, ale plus jest taki, że w końcu można się poruszać na świeżym powietrzu i zaoszczędzić na siłowni 😉 Robię lifting rabatki przed domem. W związku z tym wszystko przesadzam do donic, przy okazji dzielę. Najgorsze, że nie mam sprecyzowanego planu na tę rabatkę. A bez planu jak bez ręki. Przespałam zimę i teraz muszę na szybko coś wymyślać. A mają być pomidory z bylinami. Dziwnie brzmi, prawda?
Marzec na łonie natury – śnieżyce, krokusy i fotografowanie
Nie byłabym sobą, gdybym nie wybrała się na odkrywanie i podziwianie tej naturalnej, nie posadzonej przez człowieka WIOSNY. Ruszyłam więc szlakiem śnieżycy wiosennej, która na moje szczęście tak licznie występuje w Wielkopolsce. Pierwszą część odsłony, czyli śnieżycę w Turwii możecie już obejrzeć. Drugie stanowisko to znany poznaniakom Śnieżycowy Jar. Jednak najmocniejszym punktem marcowego programu był mój samotny wypad na tatrzańskie krokusy w Dolinie Chochołowskiej. Szybka i spontaniczna decyzja, plecak, autobus i oto jestem na Polanie, gdzie można dostać obłędu od nadmiaru krokusów. To był cudowny czas. Należy mu się osobny wpis, więc nie będę streszczać tego lakonicznie w kilku zdaniach. Kocham fotografować, więc przy okazji złapałam kilka fajnych kadrów o różnych porach dnia. Tatry były podsumowaniem cudownego miesiąca. Postanowiłam, że taki będzie i był!
Życzę sobie i Wam wszystkiego wspaniałego, zielonego i kwitnącego w kwietniu!
3 Odpowiedzi
Babownia
No no 🙂 ależ dobrze, że dotarłam do tego wpisu tak bardzo pełnego energii wiosennej 🙂 wiem, że już zbyt późno, bo urodzinki były i dzień kobiet też, ale i tak przesyłam buziaki. A te afirmacje coachingowe? One nie są potrzebne, bo widać, że Ty, ogrodniczka, prawdziwie kochasz wiosnę. Ja w tym roku zrobiłam sobie inspekty warzywne i też codziennie biegam i zagladam do moich nowalijek. TAKIE śliczne! Pozdrawiam kwietniowo 🙂
Tamaryszek
Z przyjemnością czytałam Twój pełen pozytywnej energii post. Widoki z gór wspaniałe.
Magda Sobolewska
Świetnie! Tyle fajnych wydarzeń, super!