„Jest sroga zima, a o lecie już myślę nieśmiało,
kiedy z wiatrem i złotą kulą słońca
znów wyruszę na włóczęgę wspaniałą”.
Tę piosenkę śpiewałam jako początkująca harcerka i jeszcze dziś ciśnie mi się na usta, zwłaszcza zimą. Z tamtych czasów pozostały już tylko wspomnienia i słabość do poezji śpiewanej, więc wybaczcie ten niezdarny rym. Zima może nie taka sroga, ale i tak jej nie lubię. Rozgrzewają mnie powroty do miejsc, w których byłam wiosną, latem i ciepłą jesienią. Wtedy starałam się zapamiętać obrazy, kolory, dźwięki, zapachy, promienie słońca, małe ulotne chwile i schować je do szufladek w głowie „na potem”, na zimne i gorsze dni mojego życia. Teraz, kiedy minus trzynaście daje mi po kościach, te zaszufladkowane obrazy przydają się. W komplecie z grzanym winem i ciepłymi skarpetami są idealne na tę porę.
Pokazywałam już dwa ogrody przy willach nad włoskim jeziorem Como – tu i tu. Kilka dni temu, kiedy palcem po googlowskiej mapie zwiedzałam ciepłe miejsca, pomyślałam znów o Como. Znalazłam jeszcze niepublikowane fotografie ogrodu w Varennie. Najmniejszego z tych, które miałam okazję zobaczyć w tamtych okolicach. Mam ciepłe i relaksujące skojarzenia z tym ogrodem, więc często wracam do niego w myślach. Nie musiałam wtedy nigdzie się spieszyć, żeby wszystko „nawyoglądać” i przebiec hektary. Nie musiałam martwić się, czy zdążę na ostatni powrotny prom. Mogłam spokojnie posiedzieć na ławce z widokiem na jezioro i delektować się tym miejscem w popołudniowym słońcu. Po prostu siedzieć i oglądać. Taki luksus!
Zapraszam Was na ciepły spacer. Zaczynamy od portu w Varennie, bo zakładam, że byliście ze mną w ogrodach na zachodnim brzegu jeziora. Teraz pora na brzeg wschodni. Nie ma to jak włoska kawa i lody – polecam przed zwiedzaniem. Sama Varenna jest przepięknym klimatycznym miasteczkiem. Warta osobnego wpisu, szkoda lapidarnie zamykać ją w dwóch zdaniach.
Do interesującego nas ogrodu musimy przejść przez całe miasteczko, czyli ok 10-15 minut. Po drodze czeka na nas wiele doznań: piękne widoki z promenady oraz wąskich i stromych uliczek, klimatyczne podwórka i kuszące zapachy włoskich potraw. Villa Monastero i otaczający ją ogród znajdują się nieopodal głównego placu San Giorgio. Aż do chwili odwiedzin, willę kojarzyłam z jakimś potworem i byłam przekonana, że owiana jest straszną legendą. Po prostu źle przeczytałam i błędnie utrwaliłam nazwę nieruchomości. Otóż Villa Monastero (nie Monstero!) była pierwotnie (w XIIw.) klasztorem cysterskim. Ot i cała tajemnica nazwy. Po zamknięciu klasztoru, nieruchomość miała kilku właścicieli prywatnych, potem została własnością prowincji Lecco, a od 1940 udostępniana jest zwiedzającym. W wilii mieści się obecnie muzeum. Organizowane są tam również spotkania i konferencje naukowe.
Taki widok wita nas przy wejściu do ogrodu z poziomu ulicy. Dalej spacerujemy tarasami z mnóstwem schodków, to w dół, to w górę. I cały czas mamy piękny widok na jezioro i okolicę.
Ogród położony jest na wąskim pasie stromego brzegu i rozciąga się przez około dwa kilometry od Varenny do miejscowości Fiumelatte. Cały ogród możemy obejrzeć z góry, nawet do niego nie wchodząc. Chodnik przy głównej drodze do Varenny jest położony na najwyższym tarasie. Wracając piechotą z Fiumelatte miałam okazję spojrzeć na niego z tej właśnie perspektywy.
Ogród rozplanowany jest na tarasach, którymi prowadzą ścieżki obsadzone szpalerami cyprysów, drzewek cytrusowych, palm, ale też nasadzeniami swobodnymi, wpisującymi się świetnie w krajobraz. To, co widzimy dzisiaj, jest wynikiem pracy wykonanej przez wszystkich poprzednich właścicieli i obecnego zarządcy. Jak widać, duża różnica wysokości nie stanowi przeszkody do znakomitych założeń ogrodowych czy parkowych. Od wieków mamy gotowe rozwiązania, z których warto korzystać na trudnym terenie.
Dzięki niezwykle łagodnemu klimatowi w ogrodzie rośnie wiele egzotycznych gatunków, np. z Afryki i Ameryki – palmy, agawy, juki, draceny, drzewa cytrusowe i oleandry. W tym botaniczne rarytasy, takie jak meksykańska Blue Palm, czyli Brahea armata z dużymi srebrzystymi liśćmi w kształcie wachlarzy, palmy karłatki, Erythea edulis, sosna Montezumy i duża kolekcja drzew cytrusowych (klementynki, limonki, grejpfruty). Wśród innych rarytasów jest zbiór angielskich róż, glicynie, hortensje dębolistne i wiele odmian piwonii, posadzonych w 2013 roku wzdłuż ścieżki równoległej do brzegu jeziora. Oczywiście nie obyłoby się bez wszędobylskich cyprysów i monstrualnej Magnolii Grandiflory, która we Włoszech traktowana jest tak, jak u nas np. brzoza, czyli prawie jak chwast.
Kwietne rabaty
Przystań
Magnolia Grandiflora Gallisoniensis opadająca na taflę wody
W cieniu tej samej Magnolii
Kolekcja drzew cytrusowych po prawej stronie ścieżki
Palma Dasylirion acrotrichum
Jak widzicie – ławki puste… Cisza, spokój, plusk fal odbijających się od kamiennych umocnień brzegu i niesamowite widoki. Czegóż więcej potrzeba człowiekowi do szczęścia? Dla mnie największym walorem tego miejsca jest widok na drugi brzeg jeziora i na zielony górzysty półwysep z Bellagio. Patrząc na północ widzimy cypel, nad którym góruje wieża kościoła w Varennie, a jeszcze wyżej, ponad miastem możemy dostrzec szare mury zamku Castello di Vezio.
Oprócz kolekcji botanicznej, w ogrodzie można podziwiać piękno elementów architektonicznych np. statuetki, małą świątynię, płaskorzeźby i fontanny rozmieszczone w różnych miejscach. Zarówno willa, jak i ogród stanowią zlepek różnych stylów. Jednak ta mieszanka nie sprawia wrażenia dysharmonii. W ogrodzie obok barokowych rzeźb stoi altana w stylu mauretańskim, obok pojemników w różnym stylu mamy rabaty kwietne zarówno formalne jak i swobodne. Odrębne style przechodzą płynnie jeden w drugi. Myślę, że dużą zasługę odgrywa tu ukształtowanie terenu, które pozwala wyeksponować lub schować optycznie poszczególne elementy tej eklektycznej układanki.
Ogród można wynająć na uroczystość ślubną czy bankiet. Ślub i wesele w takiej scenerii, to z pewnością niezapomniane przeżycie, ale też mega lans dla bogatych nowożeńców. Przy willi zorganizowano całe zaplecze na takie okazje.
Podróżując wirtualnie po mapie, zastanawiam się czy jest sens wracać w te same miejsca? Przecież tyle nowych cudów natury przede mną, tyle ciekawych ogrodów… I jakoś przykro mi się robi, że nie mogę być i tam i tam, że muszę wybrać między nowym a już znanym pięknem. A tymczasem mroźny styczeń jakoś przetrwać trzeba. Te ciepłe wspomnienia są fantastyczną ochroną przed ujemną temperaturą i deficytem zieleni. Słyszałam, że Palmiarnia Poznańska przeżywa ostatnio oblężenie. Wszyscy biegną zagrzać się, pooddychać tropikalnym powietrzem i popatrzeć na coś zielonego. I niech mi nikt nie mówi, że jestem dziwna, bo brakuje mi ciepła, kwiatów, słońca i zieleni! Oby do wiosny!
9 Odpowiedzi
Ja Paqc
Wstep płatny?
Bożka z Zielonej bombonierki
Tak, do samego ogrodu bilet kosztuje chyba 5 euro o ile pamiętam. Aktualny cennik lepiej sprawdzić na ich stronie.
Zastrzyk inspiracji
Przepiękne i niepowtarzalne widoki, genialne kolory. To wszystko wygląda fenomenalnie, trochę jak z innego świata 🙂
Anna Kawecka
tam jest bajecznie!
Marina Furdyna
Wow, mam tylko jedno skojarzenie: RAJ. Cudowne miejsce, pelne zieleni, sztuki i natury.
Artur Kurpiel
Poczułem się jakbym spacerował z autorką po tym ogrodzie. Poczułem jego spokój i te ciepło. Zachwyca mnie jego egzotyczność.
zielona bombonierka
Artur, jeśli choć w małym stopniu poczułeś klimat tego miejsca, to cieszę się bardzo!
EwaG
Południowe ogrody mają niezaprzeczalny urok, szczególnie dla tych wrażliwych na uroku geometrii przełamanej roślinnością. Ujmuje mnie szczególnie spokój kompozycji i wszelkiego rodzaju „palmy”.
Tamaryszek
Pięknie położony ten ogród. Zwykle w ogrodach włoskich krajobraz odgrywa ważną rolę.