with 10 komentarzy

Monstera deliciosa to niekwestionowana królowa urban jungle. Opanowała wnętrza, internety, odzież i nasze serca. Nie muszę chyba przestawiać Wam Jej Wysokości Monstery, bo z pewnością znacie tę potwornie uwielbianą roślinę. Założę się, że jako miłośnicy miejskiej dżungli opiekujecie się przynajmniej jedną dziurawą monsterą, świętujecie pojawienie się nowego liścia i mierzycie wielkość dziur z wypiekami na twarzy. A jeśli nawet nie jesteście fanami zieleni we wnętrzach, to z pewnością kojarzycie wielkie pnącze z gigantycznymi liśćmi, które przypominają plastry szwajcarskiego sera, tyle że zielonego.

Monsterę znamy głównie jako doniczkową celebrytkę urban jungle za sprawą jej charakterystycznych liści. Nie wszyscy jednak wiedzą, że monstera kwitnie i wytwarza owoce! Zresztą nie dziwię się, bo ciężko doprowadzić ją do kwitnienia i owocowania w domowych warunkach. Musielibyście zapewnić jej środowisko zbliżone do naturalnego, a potem uzbroić się w cierpliwość. I to nie cierpliwość wędkarza, a pacjenta NFZ.

A i tak szanse na owoc z domowej dżungli są marne.

monstera pyszne

Pyszna monstera

Czy zastanawialiście kiedyś się dlaczego monstera jest deliciosa? Ten epitet nasuwa jedynie smaczne skojarzenia – wyśmienita, wyborna, po prostu pyszna! Ale czy odważylibyście się zjeść monsterę? Domyślam się, że nie. I bardzo dobrze, bo jest trująca. Ja nie odważyłabym się zrobić sałatki z liści monstery, jeśli nie znałabym osobiście kogoś, kto taką potrawę skonsumował i cieszy się nadal znakomitym zdrowiem. Chociaż napar z liści i korzeni powietrznych monstery jest podobno znakomity na artretyzm.

Monstera wytwarza jednak jedną, smakowitą, pyszną i jadalną delicję – owoc, który bezpiecznie można jeść. Trzeba tylko wiedzieć kiedy zacząć. Lepiej nie popełnić falstartu, uwierzcie mi – ja zrobiłam ten błąd. Musicie wiedzieć, że wszystkie części rośliny są trujące, z wyjątkiem dojrzałych owoców.

Targ Mercado dos Lavradores w Funchal. Madera.

Będąc na Maderze nie mogłam nie wstąpić na targ Mercado dos Lavradores w Funchal. To lokalna atrakcja, którą każdy musi zaliczyć, chociażby po to, żeby zobaczyć czego w naszych sklepach nie ma i czego może nam być żal. Atrakcja, na którą trzeba szykować dużo kasy albo być odpornym na wdzięki i smaki towarów tam sprzedawanych oraz na chwyty marketingowe sprzedawców. Oprócz ryb oceanicznych można tam kupić owoce, warzywa i kwiaty. Takie miejskie targowisko rybno – owocowo – warzywne.

targ w Funchal

Ceny są jak z kosmosu! Bo to głównie ceny dla turystów. Wiedziałam o tym, ale i tak się dałam naciągnąć. Sprzedawcy kuszą darmową degustacją i każde nie daj boże mniam! kończy się ładowaniem owoców do siaty. Po chwili nie masz już kontroli nad tym, co ładują i za ile. Dopiero, gdy płacisz – trzeźwiejesz i jest ci głupio, że dałeś się wkręcić.

Jeden owoc rzucił mi się w oczy od razu! To przecież monstera! Przecież ja muszę ją zjeść! Że prawie 30 euro za kilogram? To nic! Poproszę trzy zielone szyszko – ogórko – kukurydzo – ananaso – banany! I tym sposobem wyszłam z targu z siatą nieznanych mi owoców, uboższa o 40 euro. Ich nazw nie pamiętałam już po 5 minutach, za to monsterę pamiętam do dziś.

Ceriman - owoc monstery

Ceriman - owoc monstery

Kwiat i owoc monstery

Monstera deliciosa nazywana jest w Portugalii costela de Adão, czyli żebro Adama. Ta nazwa może się przydać, jeśli będziecie chcieli kupić jej owoce i przy okazji zabłysnąć znajomością portugalskiego. Natomiast sam owoc monstery znany jest pod różnymi nazwami: ceriman, fruit salad, fruto delicioso, fruto maravilha, philodendron madeira lub banano – ananas.

Ale zacznijmy od kwitnienia, bo bez niego nie ma owoców. Monstera ma charakterystyczny dla roślin obrazkowatych kwiat w kształcie kolby, w jej przypadku okryty białym liściem przykwiatowym. Oszczędzę Wam botanicznych szczegółów, ale jeśli popatrzycie na kwiat monstery, to od razu zobaczycie podobieństwo z owocem. To właśnie ten kolbiasty kwiat dojrzewa i zamienia się w smaczny owoc. Zanim będzie nadawał się do spożycia minie minimum rok, czasem 18 miesięcy. Wszystko zależy od warunków, w jakich będzie dojrzewał.

Kwiat monstery Żródło – By Enzo ^ [GFDL or CC BY 3.0 ], from Wikimedia Commons

Jak nie jeść owocu monstery?

Wrócę do zakupów na targu w Funchal. Sprzedawczyni wybrała mi owoce, które będę mogła zjeść za 2-3 dni i poinstruowała jak rozpoznać, że to już. To bardzo ważne, bo owoc, który nie jest dojrzały może być trujący, w najlepszym wypadku tylko zada ból. Owoce monstery to zdecydowanie owoce dla cierpliwych.  Znakiem rozpoznawczym dojrzewania jest rozluźniająca się, żółknąca i odpadająca skorupa, czyli te sześciokątne zielone łuski. Pod nimi znajduje się biały miąższ – pyszna, jadalna część tego potwornego owocu. Całość trzyma się na niejadalnym rdzeniu – konstrukcja na kształt kukurydzy.

Nie wytrzymałam trzech dni. Zresztą zielona skorupa zrobiła się luźna i zaczęła odpadać, więc na co dłużej czekać? Obrałam dokąd się dało i zaczęłam jeść. To były dwa przepyszne gryzy i rzeczywiście miały smak zmiksowanego banana i ananasa, rozpływające się ustach i pachnące egzotyką.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc obrałam dalszą część, już na siłę i nożem odkroiłam biały miąższ. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułam w ustach, przełyku i na skórze wbijające się igły i pieczenie! A raczej nie zdziwienie tylko strach. Nigdy nie jadłam szklanej wełny, ale wtedy pomyślałam, że właśnie tak smakuje wełniana izolacja.

ceriman, banano- ananas - owoc monstery

ceriman, banano- ananas - owoc monstery

Kryształowa broń monstery

Tajemnicą ukrytą w owocach monstery są kryształki szczawianu wapnia – rafidy i obecność substancji toksycznych. Rafidy to takie pęczki igiełek, które mają ułatwić wnikanie toksyn do organizmu konsumenta. To kryształowa broń monstery. Kiedy owoc jest niedojrzały jest ich całe mnóstwo i nie są one przyjazne roślinożercom. Po dojrzeniu owocu kłujące igiełki stają się miękkie i tracą swoje obronne właściwości. Wtedy bezpiecznie można zjeść smakowity miąższ.

Ilość szczawianu wapnia w niedojrzałym owocu jest ogromna i może powodować ból, podrażnienie i obrzęk ust, jamy ustnej, języka oraz gardła. Podobno można nawet stracić głos! Och, żebym ja była taka mądra przed jego zjedzeniem! Na szczęście w porę się opamiętałam i skończyło się tylko na pieczeniu skóry i zdziwieniu, że takie coś może ludziom smakować.

Konsumowałam ten owoc po kawałku, on sam decydował kiedy i ile mogę go zjeść. Zapach i smak mieszanki banana, ananasa i owoców egotycznych jest niesamowity, warto czekać. W miąższu są czarne drobinki, przypominające bibułę – to zjadliwe resztki kwiatów. Zjadliwe, bo ja miałam wrażenie, że i one  kłują. Owoc monstery je się na raty, bo dojrzewa progresywnie. Podobno najlepszy smak ma po dziewięciu dniach, ale ja tego smaku nie doczekałam. Według mnie, nawet po całkowitym dojrzeniu czuć lekkie drażnienie.

Pyszne monstery jak grzyby po deszczu

Chociaż monstera deliciosa pochodzi z lasów tropikalnych, to na Maderze świetnie sobie radzi. Zarówno oswojona, jak i dzika. Rośnie tam w wielu ogrodach i parkach, ale też w przydrożnych rowach lub wspina się niczyja po drzewach. W zadbanych ogródkach i na dzikich terenach. To takie niesprawiedliwe, że gdy my tutaj chuchamy, dmuchamy i cieszymy się z każdego nowego listka monstery, z każdej dziury, to tam rośnie ona jak szalona bez specjalnych zabiegów. W wielu miejscach traktowana po prostu jak chwast. W dodatku kwitnie i owocuje. Wyobraźcie sobie, że tak jak u nas zrywacie jabłka z przydrożnej jabłonki, tak tam możecie zerwać banano-ananasy w przydrożnym rowie. Albo idziecie sobie na monstery jak na grzyby.

Po wyjściu z targu wjechałam kolejką linową na Monte, żeby zobaczyć słynny Tropical Garden. Nie musiałam długo szukać  monster, bo rosną one tam na każdym kroku. Rosną i owocują. Cerimany na wyciągniecie ręki! Szkoda tylko, że jeszcze niedojrzałe, no i w publicznym ogrodzie.

Pyszne Monstera

Monstera deliciosa owoce

Monstera, nasiona i wspomnienia

Wróciłam do domu z jednym, ciągle dojrzewającym owocem monstery. Dojadałam go na raty, czekając aż odpadną kolejne centymetry zielonej łuski. Nie ukrywam, że najbardziej zależało mi na wyłuskaniu z niego nasion i ewentualnym wysiewie. Już snułam wizje kiełkujących monsterek, już w głowie układałam wpis o moim sukcesie, ale niestety w żadnym z owoców monstery nie znalazłam nasion. Prawdopodobnie nie były one zapylone. Przynajmniej będę miała jedną zagadkę więcej do rozwiązania.

Ten smak zawsze będzie mi się kojarzył tylko z jednym miejscem. Z Maderą, leżakiem w Sao Vicente, widokiem na ocean, klify i palmy. I z dźwiękiem wody rozbijającej się o skały. I z mgłami, które akurat owiały wulkaniczne szczyty. I z kolorem niebieskim.

Najcenniejsze wspomnienia z podróży to bukiet smaków, dźwięków, zapachów i ulotnych chwil w konkretnej scenografii. Te migawki, ułamki sekund nie do powtórzenia, warte są więcej niż wydane z wielokrotna przebitką pieniądze na targu w Funchal.

Pyszne Monstera

 

10 Odpowiedzi

  1. Aleksandra
    | Odpowiedz

    Hahaha. Tak było. Nawet leżki w Sao Vicente i hipnotyczny ocean. Urlop już skonczony, a monsterowy owoc dojrzewa na parapecie po falstarcie 🤣🤣🤣

  2. Dorota
    | Odpowiedz

    O kurcze, właśnie przywieźliśmy ten owoc i po przeczytaniu artykułu chyba zrezygnujemy ze zjedzenia go.
    Ryzyko spore.
    Szkoda mi teraz wydanej kasy -ale za ciekawość się płaci. :).
    Pzdr,

    • admin
      | Odpowiedz

      Nie ma co rezygnować, tylko poczekać aż dojrzeje. To smaczny owoc!

  3. Dzięki za informacje jak jeść to cudo. Jak znam siebie to bym dopadła do owocowej kolby jak mucha do lepu… i byłoby po mnie. Pamiętam jak wyciągałam kolce z dłoni po zerwaniu owoców opuncji, czy też miałam cierpkość w ustach przez tydzień po zjedzeniu dzikich pomarańczy. Ciekawość kulinarna to może pierwszy krok do piekła.

  4. Ania
    | Odpowiedz

    Dzięki za tak dobrze napisany post. Właśnie jesteśmy w drodze na Maderę i napewno wykorzystamy te informacje 🙂

  5. Iza
    | Odpowiedz

    Być może uratowała nam Pani życie i zdrowie. Właśnie zakupiliśmy taki owoc na targu w Ponta Delgada. Bardzo cenny i pożyteczny post.

  6. Kamila
    | Odpowiedz

    Dzięki zs post. Szkoda ze czytam go po popełnieni tego samego błędu co Ty… o tym powinni ostrzegać!!!

    • Marcin
      | Odpowiedz

      Haha ja to samo . Dałem się wpuścić w maliny

  7. Małgorzata
    | Odpowiedz

    Dzięki za świetną relację, szkoda, że nie przeczytałam przed pobytem na Maderze 🙂

  8. […] Pyszna monstera, czyli jak zjadłam urban jungle i przeżyłam. […]

Zostaw Komentarz